Szwedzkie łowiectwo to zupełnie inna od europejskiej czy nawet tylko środkowoeuropejskiej przestrzeń przyrodnicza, inne zwyczaje, inne możliwości, inne wymagania. Trochę świat jak za dawnych, a nawet bardzo dawnych lat. Opowiem dwie anegdoty które moim zdaniem bardzo dobrze ilustrują ową inność.
Wybierałem się przed kilku laty na pardwy do Szwecji i rozmawiałem o tym wyjeździe z kolegą z którym znamy się i polujemy już od dziesiątków lat. W jego opinii, a trzeba powiedzieć, że nigdy nie był w Szwecji, a tym bardziej tam nie polował, Szwedzi uprawiają dzikie, nastawione jedynie na zdobycie mięsa łowiectwo, w którym trofea nie mają dla myśliwego żadnego znaczenia. Ten brak sentymentu do trofeów miał być koronnym argumentem za owym nieprzyzwoitym mięsiarstwem szwedzkiego polowania. Przekazuję tą opinię bez jakiegokolwiek jej koloryzowania aby pokazać sposób widzenia, wynikający nie z osobistego doświadczenia czy uprzedzeń ale powszechnie, no może szeroko, panującego poglądu.
Druga strona tego medalu, widziana szwedzkim okiem, wygląda następująco. Bodaj drugiego czy trzeciego dnia polowania na pardwy w górskiej tundrze północnej Szwecji rozmawialiśmy z naszym opiekunem i podprowadzającym o różnych elementach różnic pomiędzy polskim a szwedzkim rozumieniem polowania. Przywołam dwa zaskakujące dla mnie elementy tej rozmowy. Element pierwszy – polowanie na głuszce, ptaki występujące bardzo licznie w całej Szwecji i będące jednym z tradycyjnych obiektów polowania. W Polsce polowania na głuszce to omal legenda opisywana wielokrotnie w tekstach Weysenhoffa, Korsaka czy Ejsmonda. Czar wiosennych polowań w czasie głuszcowych toków to poezja łowiecka, to samo jądro najlepszej polskiej tradycji łowieckiej. Dla szwedzkiego myśliwego to zwykłe barbarzyństwo polegające na wykorzystaniu zaślepienia ptaka w czasie toków, zaślepienia które stwarza nierówne warunki dla uczciwej rywalizacji ze zwierzęciem. Polowania na głuszce w czasie toków są w Szwecji zakazane. Czy w takiej postawie nie ma sporej dozy nieoczekiwanej dla nas prawdy?
Drugi, muszę przyznać równie zaskakujący element naszych rozmów wyglądał następująco. Zapytałem naszego gospodarza czy szwedzcy myśliwi znają polskie łowiska i czy chętnie w nich polują? Trzeba pamiętać, że rozmawiałem z zawodowym myśliwym, organizatorem i sprzedawcą polowań. Odpowiedział, że polowania w Polsce nie są zbyt popularne w ich środowisku gdyż często jest to udział w zwykłych rzeziach nie mających z prawdziwym łowiectwem wiele wspólnego. Wspominał, że kiedyś oglądał z kolegami film promocyjny ze zbiorowego polowania na dziki w Polsce i wszyscy byli zniesmaczeni widokiem ciągnących wzdłuż linii myśliwych dziczych watah do których strzelano omal jak do tarczy. Czy nie jest to jakiś element prawdy o takich polowaniach? Wracając do przywołanej na początku opinii mojego kolegi – czy tak myślą ludzie polujący dla mięsa? Z pewnością – nie!
Co jest z mojej perspektywy najważniejszą cechą szwedzkiego łowiectwa która dla komercyjnego myśliwego ma fundamentalne znaczenie? Co trzeba bardzo dokładnie rozumieć podejmując decyzję o wyjeździe na polowanie do Szwecji, i to w zasadzie niezależnie od rodzaju tego polowania i zwierzyny będącej jego celem? Nigdy nie należy liczyć na łatwy łowiecki sukces, nigdy nie należy mierzyć jakości oferty wielkością czy gwarancją pokotu. Takie podejście uchroni nas od zawodu czy frustracji oraz poczucia niespełnionej obietnicy. Szwedzkie polowania trzeba mierzyć zupełnie inną niż nasza codzienna miara.
Polowanie w Szwecji to rywalizacja ze zwierzęciem zatopionym w wielkiej i często słabo dostępnej przestrzeni, to rywalizacja z samym sobą. Rywalizacja ze zmęczeniem, niewystarczającą sprawnością, brakiem orientacji w nieprzyjaznym środowisku, nienajlepszą sprawnością strzelecką, wreszcie, rywalizacja ze zwierzęciem w której mamy czasem jedynie jedną, jedyną szansę na sukces po który przyjechaliśmy tysiące kilometrów. Czy brzmi to zachęcająco? Dla wielu nie ale dla części z pewnością jest to wyzwanie przed którym nie sposób się cofnąć.
Po tym nieco przydługim wstępie parę słów o polowaniu awizowanym w tytule postu. Polowanie ze szpicem na głuszce to wielowiekowa tradycja szwedzkiego i fińskiego łowiectwa. Wyraża się m.in. wyhodowaniem dwóch specjalnych ras szpiców (fiński szpic i norbotten szpic) o nieco różnym potencjale łowieckim. Polowanie ma kilka elementów. Myśliwy ze swoim psem przemierza rozległe, ale na północy dosyć rzadkie lasy, w poszukiwaniu ptaków. Zadanie znalezienia głuszca realizuje oczywiście pies chodzący bardzo szeroko przed myśliwym. Współcześnie psy noszą na plecach małe urządzenia GPS pozwalające na ich lokalizację i mogą pracować nawet do 2 km od myśliwego. Oszczekiwanie siedzącego na drzewie ptaka lub dłuższy bezruch psa na rejestratorze są sygnałem dla myśliwego że głuszec jest umiejscowiony i trzeba rozpocząć niełatwy podchód. Ptaka podchodzi się od strony pleców, a zadaniem psa jest w tym czasie częstym szczekaniem absorbować uwagę głuszca od czoła. Strzela się zwykle z małokalibrowego sztucerka co, wbrew pierwszemu wrażeniu, jedynie nieznacznie zwiększa naszą szansę na końcowy sukces. Polowanie jest trudne i niezwykle emocjonujące. Często ten rodzaj polowania jest ofertą uzupełniającą do polowania na łosie. Poniżej galeria zdjęć z takich łowów.

 
			

















































